Lubań… Nie dane mi było tym razem, by powitać wschód słońca na tym szczycie. Nie podjęłam nawet próby wczesnego wstania, wiedząc, że po wczorajszej długiej wędrówce, przyda mi się dłuższy sen.
Lubań o poranku
Zresztą gdy się budzę, widzę, że pogoda nie jest rewelacyjna. Jakoś od razu mniej żałuję, że nie było mnie na wieży o świcie. Do czasu… Bazowa informuje, że słońce ładnie wstało, dopiero potem schowało się za chmury.
Ważny punkt na trasie GSB-sowców, więc są i tabliczki
No nic. Jak nie tym razem, to kiedy indziej. Ważne, że mam przed sobą długi i leniwy poranek. Bo w Ochotnicy muszę się zameldować dopiero po południu.
Spełniam więc swe poranne obowiązki – idę po wodę, którą wczoraj wykorzystałam na wieczorny prysznic. W przeciwieństwie do innych baz, Lubań źródło ma dość daleko. Trzeba też stromo zejść w dół, więc chwilę mi zajmuje napełnienie i przytaszczenie butli do bazy.
Potem jest powolne śniadanie, obserwacja popielicy, która pomyka po belce chatki z ukradzionym herbatnikiem i rozmowy z bazową Magdą. Okazuje się, że w przeszłości mogłyśmy się spotkać! W czasie krakowskich studiów zapisałam się na kurs przewodnicki, a ona, po szkole średniej, zamierzała zrobić to samo. Zrezygnowała, więc finalnie się nie spotkałyśmy. Ja kursu nie skończyłam, a ona wróciła do tego pomysłu po latach, dlatego zetknęłyśmy się ze sobą dopiero w bazie namiotowej na Lubaniu, którą prowadzi krakowskie Studenckie Koło Przewodników Górskich.
Wspominamy więc osoby z tamtych lat i bardzo miło się rozmawia. Porannymi konwersacjami nadrabiam zatem wieczorny brak integracji!
W bazie jest spokojnie, mało kto już w niej został, za to zaczynają się pojawiać turyści, w tym kolejny chłopak idący GSB. Przyjmuje zaproszenie na kawę (nie pił jej od wielu dni), więc chwilę rozmawiamy o trasie. Jak w przypadku swego poprzednika z wczoraj, wspomina o mokrych butach, których po deszczowych dniach nie jest w stanie wysuszyć. Dopytuję o trochę szczegółów i… sama postanawiam skusić się na kawę. Dziś mam dużo czasu!
Ruiny schroniska na Lubaniu
Funduję więc sobie spacerek po okolicy, zaglądam w okolice byłego schroniska i na Samorody, tonące w kwiatach. Lubań do schronisk szczęścia nie miał. Teraz przebąkuje się coś o budowie nowego. Ciekawe, czy baza miałaby wtedy rację bytu…
Samorody w kwiatach
Rozpogadza się, a łany różowej wierzbówki kiprzycy sprawiają, że Lubań nabiera uroku. Fajnie tak dziś się nie śpieszyć! W końcu jednak zbieram się w dalszą drogę.
Przede mną szczyt – Lubań.
Dziewanna – dla mnie znak późnego lata
Jakoś nie mam szczęścia do tego miejsca. Nigdy jeszcze nie udało mi się tu być przy żylecie pogodowej. Dziś też jej nie ma, choć nie jest najgorzej.
Tam mam nadzieję dziś być
A tam, po lewej, jutro i pojutrze
Jezioro Czorsztyńskie
Tatry bledziutko rysują się na horyzoncie.
W dole baza, w tle – Pieniny.
Chwilę marudzę na szczycie, by w końcu pożegnać Lubań i zacząć zejście. Początkowo stromo, czerwonym szlakiem.
Poziewnik pstry – ładna bestia!
Na moment ścieżka się wypłaszcza i jest całkiem przyjemnie.
Mieczyk
Potem odbijam jednak za zielonymi paskami do Ochotnicy Dolnej i tu już nie ma nic ciekawego. Szlak jest stromy, nużący i nieładny. W lesie co prawda trafia się parę skałek, ale poza tym atrakcji na nim brak.
Po czternastej melduję się w Ochotnicy. Wpadam do sklepu po zakupy, które starczą mi już do końca wyjazdu i powoli uderzam na przystanek. I nie, nie kończę już wędrówki, choć czekam na busa.
A tak po prawdzie to nie na busa, a na Asię. Bo oto, po paru dniach samotnej wędrówki, dołączy do mnie kompanka, której nigdy nie widziałam na oczy!
Asię znam z Internetu i z jej górskiej działalności, którą dzieli się na blogu Górskie spacery. Do tej pory wymieniałyśmy komentarze pod postami, czasem prywatne wiadomości. Gdy więc okazało się, że nikt z mojej grupy nie może ze mną powędrować, napisałam do niej. Zdecydowała, że dołączy do mnie w drugiej części wyjazdu i zaczniemy razem w Ochotnicy.
Tatry się trochę pokazują
Bus się nieco spóźnia, ale wreszcie jest i wysiada z niego kobietka z plecakiem. To Asia! Spotykamy się, oficjalnie przedstawiamy i inaugurujemy babskie duo – od tej pory będziemy wędrować w dwójkę!
Szałasy – nieodłączny element gorczańskich polan
Ruszamy zatem ochoczo za zielonymi znaczkami w stronę bazy na Gorcu. Cały czas rozmawiając, podziwiając widoki i odpoczywając na licznych polankach, jakie funduje ten uroczy szlak. Świetnie jest tak nieśpiesznie podchodzić w górę, zatrzymywać się na posiedzonko i kanapkę. To zupełnie inna jakość wędrowania!
Widać już wieżę i bazę
I wreszcie ma mi kto robić zdjęcia!
Zaczyna się najfajniejsza część dnia, złota godzina. Z widokowych polan mogę zobaczyć, gdzie ostatnio łaziłam. Trochę już kilometrów za mną!
Lubań, gdzie dziś byłam!
A to my.
Wreszcie, po spokojnej wędrówce, docieramy do Studenckiej Bazy Namiotowej Gorc, prowadzonej, jak poprzednia, przez SKPG w Krakowie. Jak na mnie, to całkiem wczesna pora!
Pierwsze spotkanie z bazą na Gorcu
Bazowa Natasza pokazuje nam nasze lokum. Zostawiamy rzeczy, by po chwili ruszyć dalej – na zachód słońca.
Moje kijki wskazują miejsce dzisiejszego spanka. Mamy nawet ławeczkę!
Do wieży na Gorcu trzeba podejść kilkanaście minut. Dziś zachodowego szału nie ma, ale i tak fajnie, że jakieś kolorki się pojawiły.
Babia Góra
Tatry lekko na różowo i wieża na Magurkach
Najładniejsze światło otula Gorc Kamienicki.
A słońce zachodzi gdzieś za Luboniem Wielkim.
I po zachodzie.
Wracamy do bazy przez Gorc Młynieński i zgodnie decydujemy, że dziś jest Dzień Dziecka i mycia nie ma! Jest za to kolacja, poczęstunek smażonymi grzybkami i czymś mocniejszym przy ognisku. Bo ogień płonie, w noc niosą się dźwięki gitary i wreszcie mogę sobie pośpiewać w towarzystwie. Przypominają mi się dawne kursowe piosenki i te z kręgu poezji śpiewanej, w której kiedyś mocno „siedziałam”.
Śpiewanki są miłe, nie zostajemy jednak do końca. Mamy z Asią ambitny plan, by wstać jutro na wschód słońca i ruszyć na Gorc. Plany planami, a rzeczywistość rzeczywistością… O tym jednak – w następnym wpisie.
Dzisiejsza trasa:
Baza Namiotowa na Gorcu, nie kojarzę. Od dawna jest rzeczona baza?? Zapodałaś piękny temat, czyli bazy namiotowe, a w szczególności tę na Lubaniu. Za poranek na Lubaniu normalnie Cię kocham :))
Ta na Gorcu działa od końca lat 60. Tak naprawdę ona jest pod Gorcem, na zielonym szlaku z Ochotnicy Dolnej. Sam szlak zresztą też jest bardzo fajny. Więc pewnie kojarzysz, bo nie miałam na myśli samego szczytu, a okolice pod nim.
A takich poranków jak na Lubaniu muszę w takim razie zrobić kolejnym razem więcej :))