Dzień piąty na grani Tatr Niżnych, czyli bardzo wczesna pobudka, podejście na Wielką Wapienicę i pięknie położona utulnia Andrejcová – oto atrakcje dzisiejszego przejścia.
Nocka w Ramży mija nad podziw szybko. Już poprzedniego dnia, wiedząc, że ekipa Zdenka ma zamiar wstać wcześnie, postanowiłyśmy zrobić to samo, by mieć cały dłuuugi dzień na marszrutę i odpoczynki, które bardzo lubimy. Wstajemy zatem przed piątą, w sam raz na różowawy wschód słońca nad Tatrami. Dziś wędrujemy od utulni do utulni, bo kolejny nocleg to Útulňa Andrejcová.
Zresztą i tak nie pospałybyśmy długo, bo wszelaki większy ruch w maleńkiej Ramży od razu nas budzi. A zresztą jak Jola byłaby w stanie spać dalej, skoro musi przepuścić Zdenka, by mógł w cywilizowany sposób opuścić pryczę?
Czesi zbierają się szybciej, my postanawiamy jeszcze zjeść śniadanie przed chatą. A rozjaśnia się coraz bardziej.
Wreszcie ruszamy koło szóstej rano!!! Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak wcześnie była w górach. Ale takie wczesne wstawanie ma same plusy – pogoda jest bardziej stabilna, nie goni nas czas, a poranek i poranna lśniąca rosa na trawach sprzyja częstym przystankom na fotografowanie.
Początek szlaku to widoki jak poprzedniego dnia – ni to polany, ni karczowiska. Szlak trawersuje kolejne niskie górki, a jedynym jego urozmaiceniem są różnorakie rośliny, które znów wprawiają w ruch migawki naszych aparatów.
Na szlaku (fot. Joli)
Tak właśnie wygląda wschodnia część Tatr Niżnych. Też jest ładnie, ale już trochę inaczej i brakuje nam zielonych przestrzeni Chochuli i chochulopodobnych szczytów.
Przed Hawranią Polaną zostawiam nieco Jolę z tyłu i gdy wychodzę na wypłaszczenie, okazuje się, że spotykam tam kończących właśnie swą przerwę Czechów! Takiej okazji nie mogę zmarnować, gdy uświadamiam sobie, że nie zrobiłyśmy sobie żadnego zdjęcia ze Zdenkiem. Naprawiam więc ten niewybaczalny błąd. Oto, proszę państwa, Zdenek! Ten sam, który podarował nam rohliki, szproty i czekoladę i częstował nalewką z czarnej jarzębiny.
Myślę sobie: „Ale Jola się ucieszy!”, tym bardziej, że czeska ekipa się oddala i Zdenek znika, zdawałoby się, na zawsze. A jednak nie! Gdy czekam na polanie na Jolę i gdy ta się zjawia, nieoczekiwanie powraca Zdenek, który zapomniał sfotografować tabliczkę szlakowskazu. Robię więc mu i Joli naprawdę ostatnie już zdjęcie i Zdenek odchodzi w siną dal. Już wiemy, że to nasze ostatnie spotkanie, bo Czesi zmierzają w inną stronę, na Wielki Bok.
My z Jolą zostajemy na Havraniej Polanie na kawę, a potem ruszamy w stronę Homolki. Mimo że szlak omija ten szczyt, ścieżką wdrapujemy się na wierzchołek dla nieco przymglonych, ale ciekawych widoków.
Na Homolce (fot. Joli)
Na przełęczy za Homolką czas na następny postój, a potem zdobywanie kolejnych szczytów – Zadniej holi, Oravcovej i Kolesarovej.
Ciągle w głowie siedzi nam jednak największe wyzwanie tego dnia – Wielka Wapienica (Veľká Vápenica) zdobywana od sedla Priehyba. Znów 500 metrów przewyższenia w krótkim czasie i przy dość niepewnej, bo burzowej i dusznej pogodzie. Tu po raz pierwszy tak wyraźnie widzimy, co jeszcze przed nami.
Zanim ruszymy na Wapienicę, czeka nas jeszcze uciążliwe, strome i bardzo nieprzyjemne zejście do przełęczy. Ktoś chyba go nie wytrzymał…
A na przełęczy – masa luda! Właśnie odbywa się coroczne przejście Tatr Niżnych z Telgartu do Španiej Doliny i dzisiejszy nocleg wypada właśnie tu. Bagaże turystów już czekają (trasy realizują oni na lekko), jest i piwo, które można sobie kupić, z czego oczywiście skwapliwie korzystamy.
Zostajemy tu na dłużej gotując, odpoczywając i z niepokojem patrząc w niebo. Jest duszno, grzmi i napływają typowo burzowe chmury. Wszystko to nie zachęca do wspinaczki na odkryty przecież wierzchołek Wapienicy. Na nocleg na przełęczy też nie mamy większej ochoty raz z powodu olbrzymiej ilości ludzi, dwa – z powodu podpitych już nieco starszych panów, którzy koniecznie chcieliby z nami porozmawiać. W końcu jednak ruszamy stwierdzając, że jeśli zacznie się burza, zostaniemy po prostu w lesie na przeczekanie.
Sam szlak na Wapienicę przebiega jednak nadzwyczaj łatwo! Chyba odpowiednio się nastawiłyśmy . Co prawda przewyższenie jest spore, ale krok za krokiem wychodzimy wreszcie w piętro kosówki i nawet nie odstajemy od czasu mapowego! Jako że niebo nie zwiastuje niczego dobrego, idę na małe pogodowe rozpoznanie.
Chwilę siedzimy jeszcze na granicy lasu czekając na poprawę, ale gdy nic się nie zmienia, postanawiamy wreszcie wdrapać się na tę Wapienicę. To przecież już tylko kilka kroków! Za plecami pozostawiamy widoki na najwyższe wierzchołki Tatr Niżnych, nad którymi już pada.
Im bliżej wierzchołka, tym bardziej słyszymy też odgłosy ścigającej nas burzy. Z tego względu sesja fotograficzna na Wielkiej Wapienicy trwa krótko, a my przyśpieszamy kroku, by zejść z grani.
Veľká Vápenica
Zatem uciekamy… Z widokiem na nasz ostatni cel, Kralovą Holę na horyzoncie.
Szybko schodzimy do sedla Priehybka. Podejście stąd na Wapienicę wydaje się jak bułka z masłem!
Już z zejścia na przełęcz widzimy nasz dzisiejszy cel – utulnię Andrejcová. Z przełęczy to już niedaleko – jeszcze tylko przejście przez Heľpiansky vrch i Salaš pod Košariskami i już jesteśmy na widokowej polanie, gdzie stoi utulnia. W porównaniu z innymi jest to dość duży budynek, a kolorowe kwiaty w doniczkach nadają mu przytulności. Tu można poczuć się dobrze! Dodatkowo dostajemy miejsca na szerokiej drewnianej pryczy, co wydaje nam się luksusem po poprzedniej nocy w ciasnej Ramży.
Jest i útulna Andrejcová
Jeszcze tylko zachód słońca i do łóżek! Kolejnego dnia postanawiamy znów bardzo wcześnie wstać, by bez problemów pokonać ostatni odcinek graniówki. A pogoda, podobno, ma się znacznie pogorszyć…
Wieczór przy útulni Andrejcová
Piękny wieczór, więc i kolacja na zewnątrz (fot. Joli)
Na dobranoc (fot. Joli)
Nasza trasa: