Po skalnych atrakcjach, jakie zaoferowały nam Vršatské bradlá, czas ruszyć dalej. Przed nami właściwy cel tegorocznej majówki, czyli Małe Karpaty. Nazwa zobowiązuje; choć to niewysokie góry (najwyższy szczyt, Záruby, nie przekracza 800 metrów n.p.m.), wyrastając nad okolicę, tworzą malownicze kopki. W najwyższych partiach owych kopek znajdują się skalne grzędy, będące niejednokrotnie świetnymi punktami widokowymi na okolice. To jednak jutro. Dziś przedsmak naszej małokarpackiej włóczęgi, czyli zamek Korlátka.
Ruszamy dalej
Zostało nam jeszcze nieco dnia po wizycie w Białych Karpatach, dlatego proponuję na wieczór ruiny zamku. Choć nie znajduje się on w pobliżu Smolenic, gdzie koncentruje się ruch turystyczny w Małych Karpatach, zaintrygowała mnie jego nazwa. Na tyle, by sprawdzić, co to za Korlátka. Skojarzyła mi się z kołatką, a nawet z koloratką. Czyż to nie wystarczający powód, by odwiedzić te ruiny?
Najpierw jednak bankomat. Trzeba nam większej miejscowości, zanim ruszymy w góry. Ta napatacza się po drodze, a jest nią Vrbové. Z ładną synagogą, wiosennym rynkiem skrywającym za sobą kościelną wieżę i… lodami gałkowymi. No jak tu nie skorzystać?
Im dalej zmierzamy na południe, tym bardziej żółci się rzepak na mijanych polach, a wiosna zdaje się jeszcze bardziej rozkwitać. To był dobry pomysł, by w jej poszukiwaniu pojechać tak daleko na południe.
W końcu po kilometrach autostrady i bocznych dróg docieramy do Cerovej i skręcamy do jej przysiółka Rozbehy. Przed sobą, na wzgórzu, widzimy już pozostałości zamku Korlátka. Dwa kamienne szpice ruin wyrastają ponad okolicę i nie prezentują się zbyt okazale. Ee, warto tu było przyjeżdżać dla takich pipantów?
Jako że zbliża się wieczór, w drodze na zamek rozglądamy się za potencjalnym miejscem noclegowym. Jeden placyk wygląda zachęcająco, więc wjeżdżamy tam. Ale nic tu po nas, po zrywce teren nie jest najlepszy, a w dół prowadzi wąska ścieżka i nie wiadomo, co czai się dalej. Zawracamy.
I w tym momencie, będąc już na asfalcie, słyszymy niepokojący dźwięk dochodzący z tyłu. Robert wysiada. Wraca z pytaniem, jak daleko do zamku. Bo słychać, jak powietrze ucieka z tylnego koła…
A niech to! Kapeć na początku wyjazdu… Sobotni wieczór, jutro majówkowe świętowanie, wszystko zamknięte. Świetnie się zaczyna nasz wyjazd…
Docieramy do parkingu nad Rozbehami. Nie będzie spaceru do zamku, będzie wymiana koła. Czy to zapasowe, nieodkręcane od lat, da radę? Czy śruby się nie zapiekły?
Robert bawi się w mechanika, ja asystuję, pomagam, a w wolnej chwili zwiedzam okolicę. Ładnie tu, zieleń pełniejsza niż w Białych Karpatach, a na horyzoncie widnieje szczyt Záruby, na który chcielibyśmy jeszcze zawitać. O ile tam dojedziemy…
Wreszcie operacje na kole zostają poczynione, pacjent żyje, choć powietrza nieco mu brakuje. Miejmy nadzieję, że przez te cztery dni da radę…
Na łączce nieopodal wznosi się wieża widokowa. Z gatunku tych, które za dużo nie dają, bo jest na tyle mała, że niewiele więcej z niej widać. Kształtem nawiązuje ponoć do pozostałości zamku Korlátka, do którego właśnie idziemy. Z tyłu pyszni się niewielka elektrownia wiatrowa, którą przez najbliższe dni będziemy widzieć z różnych punktów Małych Karpat.
Zrobił się piękny wieczór, a niskie światło rozlewa się na okolicę. Zbliżamy się do zamku.
I wcale nie jest on taki mały, jak nam się z dołu wydawało! Wręcz przeciwnie, sporo się z niego zachowało.
Oto Korlátka. Budowla powstała w XIII wieku jako zamek strażniczy w pobliżu Czeskiej Drogi, średniowiecznego traktu handlowego łączącego Pragę z Budą. Często zmieniał właścicieli, był nawet siedzibą raubritterów, by w XVIII wieku zakończyć swą karierę. Wtedy opuścili go ostatni właściciele.
Im wyżej się wdrapujemy, tym widoki są ładniejsze.
Schodzimy koło drewnianego totemu do żółtego szlaku przy chacie Korlátka. Ponoć to schronisko oferujące noclegi, ale dziś zajęte jest przez jakąś bawiącą się grupę, więc mam wątpliwości, czy można tam wejść. Zamiast tego idziemy na wieżę widokową. Powstała w 2009 roku i mierzy sobie 7 metrów.
Co z niej widać? Nizinę Zahorską z jednej strony i środkową część pasma Małych Karpat z drugiej.
W dole czerwienią się dachy Rozbehów.
Z tyłu – chata Korlátka, z której dochodzą śpiewy wesołego towarzystwa. Słowacy wcześnie zaczęli świętować majówkę…
Koło trzyma powietrze, czas wracać. Aa, zapomniałam dodać, że upatrzyliśmy sobie miejscówkę na nocleg, rzut beretem od feralnego placyku, który „przebił” naszą oponę. Po drugiej stronie, za osłoną drzew, przy krzyżu z Chrystusem, na rozległej łące. Piękne miejsce, które staje się naszym domem na kolejne dwie noce.
Jutro już bardziej ambitna trasa – wreszcie atakujemy Małe Karpaty!
A uprzedzając fakty… Koło dało radę, choć niemożliwością było znalezienie kompresora na mijanych stacjach benzynowych. Koniec końców wróciliśmy bez pompowania do Polski.