Tegoroczną majówkę zdeterminowały dwa czynniki. Wreszcie po długim okresie covidowych obostrzeń otwarto Słowację, więc nie wolno było przegapić takiej okazji! Znów mógł wrócić zwyczaj corocznych majówek w tym kraju, tym bardziej że ostatni raz, nie licząc jakichś granicznych szczytów, byliśmy tam prawie dwa lata temu. Drugim czynnikiem była spóźnialska wiosna, więc i brak zieleni w górach na początku maja. Dodałam dwa do dwóch i odświeżyłam przedpandemiczny pomysł (który z wiadomych względów nie doczekał się realizacji) na wyjazd na południe Słowacji. Tam rosną winorośle, tam powinno być cieplej, zatem bardziej wiosennie. Jedziemy w Małe Karpaty z małym przystankiem w Białych Karpatach, by odwiedzić Vršatské bradlá.
Vršatské bradlá to pas wapiennych skałek powyżej miejscowości Vršatské Podhradie objęty rezerwatem przyrody. To również jedno z ciekawszych miejsc Białych Karpat, dobrze widoczne z autostrady prowadzącej w stronę Bratysławy.
Tym razem ze względu na to, że gnamy aż na południe, decydujemy się na wykup winiety. Droga mija więc szybko i przyjemnie, a na horyzoncie od dłuższego czasu towarzyszy nam widok na nasz cel. Robi się też bardziej zielono niż u nas, choć stan żółcącego się dopiero rzepaku wskazuje na to, że i tutaj wiosna się ociągała. Pamiętam z poprzednich słowackich majówek żółte pola aż po horyzont. Tym razem na pełne kwitnienie jest jeszcze za wcześnie.
Parkujemy nad miejscowością, na małym dzikim parkingu przy skałkach. Stąd jest rzut beretem do ruin zamku, więc tam kierujemy najpierw swe kroki.
Zamek Vršatec to dziś ruina. Dolna część jest łatwo dostępna ścieżką prowadzącą od drogi, za to do górnego zamku, stojącego na skale, trzeba się nieco powspinać.
Czosnaczek pospolity, pierwiosnek lekarski, podbiał pospolity, niezapominajka
Budowla pochodzi z XIII wieku i swe funkcje pełniła do początków XVIII wieku, gdy zniszczono ją w czasie powstań antyhabsburskich.
Dolny zamek
W runie dużo wiosennych geofitów, w tym kokorycz.
Bluszczyk kurdybanek, fiołek, żywiec dziewięciolistny
Ziarnopłon wiosenny
Górny zamek
W dole Vršatské Podhradie, a w tle Góry Strażowskie
Z zamku rozciągają się ładne widoki na wioskę, wapienne ostańce i przymglone dziś Góry Strażowskie. Tam spędziliśmy ostatnią przedcovidową majówkę.
Kokorycz, pięciornik, zawilec żółty, skrzyp polny
Wracamy do drogi, którą prowadzi ścieżka dydaktyczna i niebieski szlak turystyczny. Wkrótce docieramy do parkingu przy hotelu Jasoň, gdzie czas na zmianę koloru. Za żółtymi znaczkami zaczynamy wyjście na Chmeľovą. Na szlaku sporo wczesnowiosennych roślin, liście także nie w pełni rozwinięte. Pogoda też nieco mglista, ale i tak jest pięknie. Wreszcie udało się wyrwać na dłużej i to na Słowację!
Miodunka ćma, złoć żółta, zdrojówka rutewkowata, fiołek trójbarwny
Chmeľová oferuje całkiem ładne widoki z panią z psem na pierwszym planie. Na skałce w środku znajdują się resztki odwiedzonego przez nas zamku, w dole widać parking, po prawej hotel.
Chmeľová
Tym razem udało się uniknąć pani na zdjęciu.
Na zboczach Chmeľovej spotykamy cieszynianki. I pomyśleć, że rok temu specjalnie planowałam wycieczkę w okolicach Górek Wielkich, by je zobaczyć.
Miodunka ćma już po zapyleniu, knieć błotna, zdrojówka rutewkowata
Wracamy ze szczytu tą samą drogą i kontynuujemy naszą marszrutę przez łąkę, a potem las.
Tu, w zaciszu wyniosłych buków, wiosna eksploduje już zielonością.
Dostarczam organizmowi witaminy C, podjadając szczawik zajęczy.
Szczawik zajęczy
Pierwiosnek wyniosły, szczawik, kaczeńce
Wytracamy wysokość, schodząc ciągle w dół, aż docieramy do łąki. To naprawdę ładna łąka.
Wreszcie mam i białe drzewka, których tęsknie wypatrywałam.
Czyż wiosenne kwiaty nie są piękne?
Po porzuceniu żółtego szlaku trzymamy się oznaczeń ścieżki dydaktycznej, którą docieramy do asfaltu i niebieskich znaczków. Od tego momentu czeka nas podejście drogą.
Tuptamy asfaltem, ale widoki są przednie. Drogę umila nam także swymi trelami rudzik.
Zatoczyliśmy pętlę, więc zbliżamy się do wioski. Na wprost skałka z ruinami zamku.
Widoczność nieco się poprawiła, więc pstrykam jeszcze fotki spod naszego parkingu.
A potem zjeżdżamy w stronę miejscowości Pruské, by na uroczej mniszkowej łące zrobić sobie przerwę na posiłek.
Jest widokowo i słonecznie.
A my zajadamy wczesny obiad w kangurzej torbie. Fordzio na ostatnim wielkanocnym wyjeździe nieco niedomagał, dlatego na Słowację, jak za dawnych czasów, wzięliśmy Kangura.
Po obiadku… wracamy. Bo wypatrzyłam po drodze fajną miejscówkę, z której świetnie widać Vršatské bradlá. Warto więc wrócić.
Potem już bez przeszkód zjeżdżamy w dół, dobijamy do autostrady i wśród kwitnących pól rzepaku pędzimy na południe. Czy w Małych Karpatach będzie bardziej zielono? Tego dowiemy się za półtorej godziny.
Klimat w zaciszu wyniosłych buków jest mmmmmmm… 🙂 Piękne okolice zapodaliście, zawsze tam nie byłem. „Kangura” pamiętam z Vyhrolatu 🙂
Zaiste, okolice piękne, może uda się tam wrócić na dłużej. Serio Kangura pamiętasz???
Te słowackie ruiny zamków. Jakoś mi się ten rejon z nimi kojarzy. Białe skały i pozostałości zamków.
Gdy jeszcze miałem majówki zawsze wolne, to jeździłem w tym czasie właśnie na Słowację, albo do Czech w poszukiwaniu mniej tłocznych rejonów. Zawsze byłem zadowolony 🙂
W Małych Karpatach, gdzie potem pojechaliśmy, było jeszcze więcej ruin zamków. Naprawdę sporo tego mają. A majówki na Słowacji są bardzo fajne i przed covidem też często wtedy tam jeździliśmy.