Na Rysiance bywam dość często, ale zazwyczaj zimą. Jakoś widoki stamtąd bardziej przypadają mi do gustu o tej porze roku. Tak było i tym razem, choć kalendarzowo oba wyjazdy nie miały wiele wspólnego z tą porą roku…
Na Rysiance w kwietniu – wschód słońca
Pomysł na wschód słońca na Rysiance przychodzi mi do głowy nagle. Łapię za telefon, dzwonię do Marty, a ta podłapuje mój szalony pomysł. Trzeba wcześnie wstać, trzeba iść w nocy… Kto to widział? Ale już jesteśmy umówione, już spakowane.
Pobudka po pierwszej w nocy. Pora zabójcza, ale skoro wymyśliło się wchód słońca w górach, trzeba wstać. Nie ma, że boli… W Bielsku przepakowanie samochodów i już mkniemy ciemną nocą w stronę Złatnej. Na drodze pustki, co wykorzystują rogacze, spokojnie pasąc się na poboczach. Zwalniamy.
Gdzieś w drodze. Tylko my, gwiazdy i bałwan jak Nike z Samotraki
Po trzeciej ruszamy w górę. Z latarkami, przy świetle gwiazd i lekkim powiewie, który nieco wzmoże się na górze. Miejscami jest ślisko, a zmrożony śnieg tworzy grudy, które za kilka godzin znikną, tworząc płynące w dół strużki. W końcu jest ocieplenie.
W oczekiwaniu na wschód słońca na Rysiance. Wygibasy, aby było cieplej
Świt łapie nas gdzieś w okolicach kapliczki myśliwskiej. Wychodzimy pod schronisko na Rysiance. Nad Babią Górą ciemne chmury. Powoli na niebie pojawiają się różowawe obłoczki i krwista poświata przy Królowej Beskidów. I nie, słońce zza niej dziś nie wyjdzie, pojawi się dopiero później, już w żółtawych blaskach, po przebiciu się przez chmurzastą warstwę.
Znów nie było klasycznego wschodu z czerwoną kulą słońca. To był jednak dobry dzień, z kolorowym niebem o świcie, śniadaniem na rysiankowej ławeczce, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły rozgrzewać nasze nieco skostniałe na wietrze ciała, i leniwą wycieczką po okolicach potem.
A prawdziwy wschód… jeszcze się trafi.
Po dłuższym wykorzystaniu śniadaniowej ławki i obserwacji rozbrykanych krzyżodziobów świerkowych, ruszamy na faktyczną Rysiankę. Chcę pokazać Marcie szczyt, bo nigdy tam jeszcze nie była.
Krzyżodzioby świerkowe wariują
Spędzamy chwilę na Hali Koziorka, a potem nurzamy się w śniegu w poszukiwaniu szczytu.
Na Koziorce
Na Rysiance, ale tej faktycznej
A co potem? Nigdzie nam się nie śpieszy. Zgodnie z zasadą, że kto rano wstaje, ten cały dzień jest zmęczony, próbujemy odespać trochę na słoneczku, w ciszy spokojnego poranka.
Drzemka na Rysiance
Czas jednak ruszać dalej. Na Trzech Kopcach mamy jeszcze na tyle energii, żeby urządzić sobie skoki.
Na przerwę ciastkową docieramy na Halę Stefanka. Przykuła kiedyś moją uwagę swym wydłużonym kształtem, gdy wędrowałyśmy po Romance. Teraz jest czas, aby tu zerknąć.
Przed nami jak na dłoni Romanka.
Siedzimy dość długo, jest ciepło, wszak mamy już wiosnę! Widać ją w dole, gdy przez Przełęcz Bory Orawskie wracamy na parking. Lepiężniki już wystawiają swe łby ze śniegu.
W powrotnej drodze zaglądamy do Źródła Matki Boskiej, by przekonać się, czy Śmierdzący Potok rzeczywiście śmierdzi.
Potem jest krótki przystanek przy leśniczówce w Złatnej na krokusy i przebiśniegi. Byłam tu parę dni wcześniej i chciałam pokazać to miejsce Marcie. Krokusy już trochę padają, ale nadal jest co oglądać.
Kawą i lodami w Węgierskiej Górce kończymy wschód słońca na Rysiance. Może nie było tak, jak sobie wymarzyłam, ale i tak fajnie!
Na Rysiance na rozpoczęcie sezonu zimowego
Kolejny pobyt na Ryciance wypada nam w następnym zimowym sezonie, choć kalendarzowo to jeszcze jesień. W górach od dłuższego czasu leży śnieg, warto więc zapoczątkować zimowe górołażenie w któryś weekend. Prognozy na sobotę są dobre, dlatego już planuję, gdzie by tu pojechać. Jako że po południu czeka nas impreza, musi to być coś bliskiego i krótkiego.
Koło piątku prognozy zaczynają się psuć. W sobotę też nie zwiastują rozpogodzeń. Poza Rysianką. Mieliśmy jechać gdzieś w okolice Brennej lub Żywca, ale tam kamerki pokazują chmury. Słoneczna jest tylko Rysianka.
No ale ileż można na Rysiankę? Jeszcze w samochodzie sprawdzam prognozy. Żadnych rozpogodzeń tam, gdzie chcieliśmy jechać. Słoneczna jest tylko Rysianka. No dooobra, jedziemy na Rysiankę.
W Złatnej Hucie parking pełny. Miejsc mało, bo część zawłaszczyło drewno do zwózki. Zjeżdżamy nieco niżej, na płatny, ale akurat przed nami jeden z samochodów zajmuje ostatnie miejsce. A to ci pech! Trzeba ewakuować się w dół, w stronę przystanku autobusowego i placyku przy nim, a stamtąd podejść do początku szlaku.
Potem jest już bez przeszkód. Niebieskie niebo, biel śniegu, ładna zima.
Tym razem wychodzimy przez Lipowską. Nadal nad nami błękit. A przecież prognozy, wbrew kamerkom, mówiły tylko o godzinie słońca. Czyżby znów się nie sprawdziły?
Sprawdziły. Gdy dochodzimy do połączenia szlaku żółtego z niebieskim, zaczyna się chmurzyć. Na początku niepozornie, ot, parę szarych kłaczków nad Pilskiem. W oddali jest jeszcze dobrze, prześwitują Tatry, Fatra, Chocz. Wystarczy jednak tylko paręnaście minut i już chmury zagarniają dla siebie, co się da.
Do lasu przed Lipowską docieramy już bez słońca. Przy bramce na hali też go brak.
Przy samym schronisku są jakieś przebłyski, błękit próbuje jakoś walczyć, ale szybko się poddaje.
Na Rysiance otacza nas już tylko mleko. Wpadam na parę chwil do schroniska, by powitać koleżankę, która planowała tu być. Ja nie planowałam, a dotarłam.
Potem już tylko szybkie zejście do samochodu. Na Rysiance zabrakło widoków, ale że jestem tu już 4 raz w śnieżnych warunkach w tym roku (poprzednie trzy od stycznia do kwietnia), żalu nie ma. Zimę w górach przywitałam, śniegu (nie ma go za dużo!) i błękitu doświadczyłam, na imprezę zdążyłam. Czego chcieć więcej?
Cudo!
Miło, że się podoba!
Ładnie! 🙂 Na Rysiance byłem 2 razy i zawsze latem, podziwiałem też wschód, ale spałem w schronisku. Tak sobie myślę, że chciałbym tej zimy właśnie ruszyć w te okolice i zrobić zimowy wschód z Rysianki.:) W lutym może się uda 😉
Polecam! Wydaje mi się, że Rysianka jest najpiękniejsza zimą. A przy słonecznej pogodzie żółty szlak z Redykalnego Wierchu to poezja!
Widać różnice między śniegiem jesiennym, a wczesnozimowym. Ten świeży wygląda lepiej 🙂
Ale wschód słońca i tak ładny.
To był koniec sezonu, kwiecień, więc rzeczywiście śnieg nie najwyższych lotów. Ale i tak było fajnie.