Rankiem budzimy się wcześniej, bo w planach jest Ostredok i przejście Halną Fatrą aż po Donovaly. Nie jesteśmy jednak pierwsi. Namiot na zewnątrz jest już zwinięty, na ławce siedzi dziewczyna, obok pies. Brakuje chłopaka.
Szałas pod Suchym Wierchem
Zbieramy się powoli do życia, przygotowując wysokokaloryczne śniadanie. W końcu przed nami nie byle co, a najwyższy szczyt Wielkiej Fatry, czyli wspomniany wcześniej Ostredok. Pogoda na razie dopisuje, jest słonecznie i sympatycznie.
Żywienie na szlaku
Na zewnątrz nic się nie zmienia. Dziewczyna nadal siedzi sama, często z telefonem przy uchu. Jej partnera odkrywamy dopiero wtedy, gdy idziemy do źródła. Obok wody suszą się śpiwory, a chłopak siedzi przy strumieniu i wygląda, jakby uszło z niego życie.
Reszty się domyślamy. Gdy do szałasu schodzi pierwszy turysta, starszy pan, wdajemy się w nim w pogawędkę. Oferujemy też pomoc, ale nic zrobić nie możemy. Wkrótce zresztą dociera odpowiednia osoba – wygląda na przewodnika lub słowackiego goprowca. Przyprowadza znad strumienia młodego turystę, podtrzymuje go, bo ten słania się na nogach i po dojściu do chaty musi odpocząć. Czyli to nie pies w nocy nabrudził… Oskarżyliśmy Bogu ducha winne zwierzę, a poważne problemy miał Słowak. Nie zazdrościmy mu teraz zejścia w doliny…
I przy okazji dociera do nas, że przecież na Fatrę nie wykupiliśmy ubezpieczenia. Bo tu nie ma przepaści, ekspozycji, niebezpiecznych miejsc. To nie Tatry… Nic się przecież nie stanie… No tak, nie wzięło się pod uwagę skręcenia nogi czy właśnie zatrucia, które załatwi człowieka na amen. A w doliny jest daleko.
Odganiamy ponure myśli i zabieramy się do wyjścia. Przedtem odwiedzam jeszcze nieodległą chatę Mandolina, która jest alternatywą dla szałasu pod Suchym Wierchem, gdy zabraknie w nim miejsc.
Chata Mandolina
Na deskach wygrzewa się jaszczurka zwinka.
A w drodze powrotnej do szałasu muszę pokonać drogę wśród takich oto dorodnych pokrzyw. Przynajmniej reumatyzmu nie będę miała!
Wychodzimy na grań. Pogoda jeszcze się utrzymuje.
Na grani w drodze na Ostredok
Nad szczytami i dolinami zalegają jednak chmury. Czasami przebłysk słońca sprawi, że robią się ciekawe kontrasty.
Suchý vrch
Przed nami Ostredok.
Wędrujemy teraz Halną Fatrą, powyżej 1500 metrów n.p.m. Zachmurzenie nie pozwala w pełni cieszyć się widokami, ale i tak stwierdzam, że zdecydowanie bardziej podobają mi się odcinki z polanami. Pełne kwiatów, drzew, z urozmaiconą rzeźbą terenu. Na najwyższych szczytach Wielkiej Fatry jest jakoś… pusto.
Ostredok zatrzymuje nas tylko na chwilę. Pogoda nie sprzyja długim posiadówkom, więc mkniemy dalej.
Przed nami Krížna, zwornikowy szczyt słynący z pięknej panoramy. Już kiedyś je podziwialiśmy, więc dziś bardzo nie żałujemy mglistej aury. Na wierzchołku znajdują się obiekty wojskowe, widoczne z daleka i pozwalające zidentyfikować Krzyżną w górskiej panoramie.
Krížna jest jednym z najbardziej lawiniastych miejsc w Wielkiej Fatrze, co mamy szansę zauważyć, schodząc stromo na Rybovské Sedlo. Głęboko wcięte doliny mają tu charakter żlebów. To właśnie w tej okolicy w 1924 roku zeszła lawina, zasypując osadę Rybie (Rybô) i uśmiercając 18 osób. Dziś w pobliżu przełęczy wypasa się owce.
Zejście na Rybovské sedlo
Za nami zostaje Krížna
Właśnie na Krížnej zakończyliśmy ponadczterdziestokilometrową wędrówkę Magistralą Wielkofatrzańską. Nadal jednak będziemy poruszać się za czerwonymi znakami, schodząc przez Zvolen do Donoval. Szlak prowadzi przez szereg szczytów i znów przypomina nam pierwsze dni wędrówki z licznymi zejściami i wejściami na kolejne wierzchołki. Miejscami jest stromo. Pierwotnie na tym odcinku planowaliśmy nocleg, ale brak tu szałasów (ruiny jednego znajdują się na polanie w okolicy Repište, obok miejsce na ognisko), a na nie nastawialiśmy się przede wszystkim.
Skałki na szlaku, a jastrzębiec pomarańczowy na łące
Widoki pieszczą nasze oczy od Rybovskego Sedla aż do granicy lasu. Przyjemnie jest też na polanie przed Motyčską hoľą i na odcinku aż do Zvolenia.
Driakiew lśniąca i lilia złotogłów
Czasem z wycinek trafi się widok na południe i Krzyżną, czasem zaskoczy śródleśna polana. Rozsiane w lesie skałki spotkamy przy zejściu z Veternego vrchu na Východné Prašnické sedlo
Po minięciu sedla Veľký Šturec, przez które wiedzie droga zbudowana już w XVIII wieku, wkraczamy w masyw Zwolenia.
Od razu robi się przyjemniej krajobrazowo.
Starohorskie Wierchy
W dole Donovaly, czyli znany ośrodek narciarski
Na ostatnim podejściu w stronę Zwolenia
Liptowski grzbiet Wielkiej Fatry
Ostatnie metry przed szczytem
Na Zwoleniu byłam już w kwietniu i wtedy mieliśmy zdecydowanie lepszą widoczność. Teraz z reporterskiego obowiązku zostawiam nieco panoram, choć tym razem nie zachwycają tak, jak w czasie wiosennej żylety.
Wielki Chocz
Na wierzchołku zatrzymujemy się tylko na chwilę, gdyż niedługo odjeżdża z Donoval jeden z autobusów, na który chcemy zdążyć. Na kolejny musielibyśmy długo czekać. Musimy nieźle się więc pośpieszyć, ale mamy nadzieję, że nadrobimy na zejściu. Z tego względu odpuszczamy nieodległy szczyt Novej hoľi ze stacją kolejki narciarskiej.
Nová hoľa
Zejście w dół jest karkołomne. Stromizny dają się we znaki kolanom i nie pozwalają na rozwinięcie prędkości. Mijamy strumyk przed miejscowością i nadal pędzimy, bo czas niebezpiecznie się kurczy. I gdy już dochodzimy do drogi równoległej do głównej, a do przystanku zostaje ledwie rzut beretem, widzimy podjeżdżający tam autobus. Nie mamy szans zdążyć. Przecież jeszcze trochę ulicy, jeszcze mostek nad drogą…
Autobus odjeżdża, a mnie nagle dopada zmęczenie. Dowlekam się jakoś do przystanku i opadam na ławkę. Było się tak śpieszyć?
Donovaly, czyli nasza meta
Nie ma jednak tego złego, bo niedługo łapiemy stopa. Zatrzymuje się całkiem wypaśny samochód i dowozi nas przed centrum Rużomberoka. Stamtąd mamy kilka minut do samochodu i tym oto sposobem kończymy trzydniową plecakową wycieczkę po Wielkiej Fatrze.
Nie powiem, że było łatwo. Liczne przewyższenia nie czynią tych gór bardzo łatwymi, ale warto wykrzesać z siebie trochę wysiłku i odwiedzić to pasmo. Mam nadzieję, że udowodniłam, iż warto.
Trasa:
Mnie WF Halna strasznie zauroczyła. Ale to zapewne przez te trawy falujące na wietrze, a ja mam jakąś słabość do takich widoków – jak i pierwszy raz na Jaworowej…
I fajna ta końcówka, na Zvolen, mam nadzieję, że niedługo, na Słowację będzie łatwiej pojechać…choć tak mi się a propos chatek przypomniało, Twoje przejście z Jolą Niżnych Tatr i będę miał zgryz, jak już w końcu się zdecyduje pojechać z plecakiem na kilka dni, które góry wybrać? 😉
Końcówka przed Zwoleniem też mi się podobała, bo znów zaczęły się łąki i polany. Halna Fatra ma swój urok i nie piszę, że mi się nie podoba. Ale jednak te fragmenty od Javoriny pod Ploską skradły moje serce.
Za „Mandolinę” dziękować! Sprawdzaliście jak „to” wygląda w środku?
Dawno nie było Wielkiej Fatry na tapecie. Skutkuje to tym, że prawdopodobnie ruszę dupsko w to jakże zacne pasmo. Z podziękowaniem za inspirację.
A proszę bardzo! I czekam na relację!
Mandolina nieco uboższa i bardziej siermiężna w środku niż szałas pod Suchym. I obok nie ma wody, więc trzeba się ewakuować do tego źródła przy szałasie pod Suchym Wierchem. Ale na spanko się nadaje.