Mając w czasie wschodu słońca Bukowiński Wierch za plecami, zastanawiałam się ciągle, jakież to z niego można zobaczyć widoki. Bukowiński Wierch jest wyżej (940 m), więc panoramy będą z niego na pewno rozleglejsze. Gdy więc to, co najlepsze we wschodzie słońca się skończyło, postanowiłam wydłużyć swą wycieczkę przedśniadaniową i wleźć na górę.
Na Bukowiński Wierch nie prowadzi żaden szlak turystyczny. Dojście nań z przełączki za wsią Bukowina-Osiedle wydawało się łatwe. Trzeba po prostu kierować się na przekaźnik widoczny z daleka. Przecież to rzut beretem.
Tak łatwo nie było. Raz, że łąki i pola były poprzegradzane pastuchami i zamiast na krechę, lawirowaliśmy między nimi. Dwa, że poranna rosa szybko przeniosła się na nasze buty, trzy, że okoliczni mieszkańcy zaczęli wyprowadzać na pastwiska swoje krowy. Zastanawialiśmy się, który pierwszy ochrzani nas za deptanie po cudzym terenie. W Polsce przecież „moje” to rzecz święta.
Nic takiego się nie stało, a po paru „Dzień dobry” dotarliśmy wreszcie na miejsce. Bukowiński Wierch zwieńczony jest triangulem. Stoi sobie ten betonowy trójnóg w polu, choć jeszcze parę lat temu znajdował się w niewielkim zagajniku. Teraz otacza go tylko pole uprawne, przez które trzeba się przebić.
Triangula z dołu nie widać, za to przekaźnik jak najbardziej, z tego też względu Bukowiński Wierch jest dobrym punktem orientacyjnym w panoramie Beskidu Orawsko-Podhalańskiego. A przy okazji niezłym punktem widokowym. Widać cały łańcuch tatrzański, większość charakterystycznych „wysp” Beskidu Wyspowego oraz pobliskie Gorce. W dzisiejszym dniu jeszcze skąpane w inwersyjnych mgłach.
Schodzimy ze szczytu już w bardziej cywilizowany sposób, bo z wierzchołka w dół sprowadza droga, przed zabudowaniami wzmocniona płytami. To zdecydowanie najszybszy i bezkonfliktowy sposób na wejście na szczyt. Bez błądzenia po łąkach i szukania miedz i ścieżek. Droga zaczyna się naprzeciwko budynku straży pożarnej, niedaleko kościoła. Trafić tu jest bardzo łatwo. Na krótką panoramiczną wycieczkę Bukowiński Wierch nadaje się jak znalazł.
Gdyby nie kiepska widoczność, to kto wie, ale pewnie w marcu bym na ten szczyt wszedł, a tak to mi się nie chciało…
Jak nie ma widoków, to nic na siłę. Ale podejrzewam, że jeszcze tam wrócisz… Ja też za pierwszym razem, w maju, odpuściłam, a teraz się udało.