W wyjątkowo upalny ostatni weekend czerwca wybraliśmy się na dwudniowe rowerowanie na Spisz i w Pieniny. Szczególnie Spisz jest mało popularny i niezbyt znany wśród turystów, a zdecydowanie warto tam pojechać. Dla pustek na szlakach, pięknych rozległych widoków i ciekawych zabytków w spiskich wsiach.
Na pierwszy rowerowy ogień bierzemy Spisz. Na sobotę zaplanowaliśmy pętlę z Trybsza przez przełom Białki, Dursztyńskie Skałki, Grandeus, Łapsze Wyżne, przełęcz nad Łapszanką i Piłatówkę do Trybsza.
Trasę rozpoczynamy w Trybszu zwiedzaniem zabytkowego drewnianego kościoła pod wezwaniem św. Elżbiety Węgierskiej z 1567 roku. Zabytek leży na małopolskim Szlaku Architektury Drewnianej. Niepozorny kościółek kryje w sobie niezwykłe malowidło – najstarsze przedstawienie panoramy polskich Tatr.
Ruszamy w stronę Nowej Białej, zatrzymując się wcześniej przy rezerwacie Przełom Białki. Widok na spiskie zakątki ze skałki Obłazowej – takie sielskie widoczki na pola i łąki będą nam dziś towarzyszyć cały dzień.
Dzień upłynie także pod znakiem traktorów – gdzie okiem nie sięgnąć, będą wszędzie.
Przełom Białki między Obłazową a Kramnicą chroni rezerwat utworzony w 1959 roku.
Kramnica. Akurat kręcą tu jakieś zdjęcia filmowe i robią ujęcie kajakarzowi, zmykamy więc stąd szybko
Ruszamy w stronę Obłazowej.
A potem przez Nową Białą i Krempachy docieramy do drogi nad wioską, by wreszcie umknąć samochodom i zanurzyć się w czerwcowe łąki.
Obok kapliczki skręcamy w polną drogę.
Ruszamy w kierunku Dursztyńskich Skałek.
Na Spisz miałam chrapkę w maju, w porze kwitnienia mleczy. Czerwcowe łąki też potrafią jednak zachwycić.
W pobliżu Lorencowych Skałek zwalniam. To znak, że trzeba wreszcie zatrzymać się na śniadanie i pokontemplować w spokoju spiskie widoki. A i miejsce jest do tego odpowiednie – jedna ze skałek, zwana Gęślami. Zapach skoszonej trawy i rozgrzanych słońcem łąk – to lubię!
Lorencowa skałka.
Po śniadaniu czas na kawę, a po kawie czas ruszać dalej. A raczej pchać miejscami rower wąską, trawiastą ścieżką.
Ale widoki nagradzają wszystko.
Który to już dzisiaj traktor?
Dojeżdżamy do drogi prowadzącej w stronę Dursztyna. Widać stąd w dole Krempachy, a w tle Gorce. W Dursztynie odnajdujemy czerwony szlak pieszy, którym teraz – rowerowo – będziemy się poruszać.
W oddali nasz cel – Grandeus z przekaźnikiem. Zza niego wyłaniają się mgliste Tatry – dzisiejszy gorąc wpływa niestety na marną widoczność.
Przed Grandeusem na małej przełączce znajduje się kapliczka związana z tragiczną historią kobiety, która zamarzła tu idąc z dzieckiem zimą. Jako że w miejscu zaczęło straszyć, mieszkańcy wystawili tu kapliczkę. Nie sama kapliczka przyciąga jednak mój wzrok, a coś czerwonego pod nią. Wszędzie w trawie leżą porozrzucane czerwone damskie buty w jednym fasonie. Zastanawiam się, skąd się tu wzięły?
Czas jednak na podjazd pod Grandeus. Szybko mi nie idzie, gdyż na horyzoncie otwierają się widoki ku Pieninom. Przede mną – Trzy Korony. No i buch – kolejna łączka i kolejny widoczek
W dole przełączka z drzewem i wiszącą na nim kapliczką „Od butów”.
Grandeus to niesamowicie widokowe miejsce z panoramami na wszystkie strony świata.
Na Grandeusie odkrywamy nowy szlak rowerowy, nie będziemy więc zjeżdżać czerwonym pieszym do Łapsz, a pojedziemy polnymi drogami do Trybskiej Przełęczy.
Czerwona Skała.
Grandeus pozostaje za nami.
Z górki na pazurki z widokiem na liniuszek nieba.
Przed Trybską Przełęczą.
W Łapszach Wyżnych jesteśmy po chwili. Zmierzamy w stronę Łapszanki i przełęczy nad nią, co oznacza, że od tego momentu czeka nas podjazd na 943 m.
Przełęcz nad Łapszanką z kapliczką – dzwonnicą znana jest z jednej z piękniejszych tatrzańskich panoram.
Asfaltem ruszamy w stronę Rzepisk, by przy pierwszych zabudowaniach skręcić na niebieski szlak do Trybsza.
Widok na przysiółek Rzepisk.
Czeka nas jeszcze krótki podjazd na Piłatówkę (1004 m).
Osiedle Pawliki. Przypinamy rowery, by zejść do dwóch malowniczych kapliczek nad Rzepiskami.
Pierwsza jest podobna do tej nad Łapszanką.
Druga jest kapliczką zbójnicką.
Dalsza droga przez las to przedzieranie się przez błotniste, rozjeżdżone drogi, po których nie da się jechać. Rowery grzęzną w błotnistej brei, błotniki zbierają błotną masę i hamują koła, a wygląd naszych brudnych jednośladów nasuwa od razu myśl – jak my je zapakujemy do samochodu?
Na szczęście feralny odcinek wreszcie się kończy i wyjeżdżamy na rozświetlone wieczornym słońcem łąki nad Trybszem.
Czeka nas teraz długi przyjemny zjazd. Oczyszczone naprędce rowery suną że hej!
Szlak przebiega przez takie łąki. Ukryci do połowy w trawach jedziemy z górki jak szaleni. Ale super się pędzi!
Za tą górką będzie już Trybsz.
Z tyłu żegnają nas Tatry.
Strażnicy na polu.
Ostatni zjazd do wioski. Na dole okazuje się, że mamy szczęście. Przy jednym z gospodarstw mężczyzna myje swój samochód i jest tak miły, że użycza nam szlaucha. Od razu kierujemy ostry strumień w stronę rowerów. Błotko pryska, aż miło i tak udaje nam się z grubsza ogarnąć brud przed włożeniem pojazdów do auta.
Jest jeszcze wcześnie, więc już samochodem jedziemy w stronę Głodówki.
Panorama Tatr.
Różowe wierzchołki Tatr Bielskich.
Tatry z Szymkówki.
Na nocleg wracamy do Nowej Białej i znajdujemy nocleg nad Białą, gdzie wieczorem rozpalamy zielonoświątkowe ognisko nad wodą.
Jutro czekają nas Pieniny i drugi dzień spisko – pienińskiego kręcenia. A tym, którzy preferują wycieczki piesze i krajoznawcze zaproponowaną trasą proponujemy ten wpis.