Góry Wołowskie (Volovské vrchy) to grupa górska zaliczana do Rudaw Słowackich, która znajduje się we wschodniej części kraju. Z trzech zaplanowanych tu dni zrobił się, z racji deszczu, jeden, a ten przeznaczyłyśmy na widokowy szczyt – Skalisko.
Skalisko (1293 m n.p.m.) słynie z rozległych widoków, jakie z niego się rozpościerają, choć tak naprawdę nazwa dotyczy grupy skałek znajdujących się na szczycie Volovca. Na wierzchołek zamierzamy dojść z okolic Rożniawy.
Zanim jednak tam docieramy, budzi nas piękny poranek na kempingu w Dedinkach. Wreszcie jest słonecznie!
Palcmanská Maša
I nasz żółty domek (fot. Joli)
Ruszamy w stronę Rożniawy, zatrzymując się na moment na punkcie widokowym nad Dobszyną.
Dziś góry nieco w chmurach.
Jeszcze krótki przystanek w Rożniawie i już zmierzamy w stronę Rożniawskich Kupeli.
Rożniawa
Rožňavské kúpele, jako uzdrowisko, najlepsze lata mają już za sobą. Dla nas są punktem wyjścia w Góry Wołowskie.
Zaczynamy od szlaku zielonego, który prowadzi przez Čučmę, osadę, w której w przeszłości wydobywano rudy srebra, antymonu, a potem żelaza. Choć kopalnie upadły, ślady górniczych tradycji są do dziś widoczne. Przypomina o tym również ścieżka dydaktyczna, towarzysząca naszemu szlakowi.
Dalej droga prowadzi przez las i pnie się aż do chaty Volovec.
To tu planowałyśmy jeden z noclegów w trakcie trzydniowego przejścia grzbietem Gór Wołowskich. Teraz zatrzymujemy się tylko na kawę, ciesząc się, że śpimy gdzie indziej. Schronisko sprawia bowiem dość upiorne wrażenie. Pokoje do spania i materace czuć stęchlizną, a w sąsiedztwie miłej, skądinąd, werandy, gdzie sobie siedzimy, leży zdechła zakrwawiona mysz. Jakoś to wszystko nie wzbudza naszej sympatii.
Chata Volovec. Na werandzie jest miło, w środku już niekoniecznie (fot. Joli)
Ze schroniska ruszamy wprost na szczyt. Przy dobrej pogodzie widać stąd dużo, nawet Tatry! My mamy ją średnią, ale i tak bardzo nam się tu podoba.
Skalisko
Wiola i Jola na Skalisku (fot. Joli)
Skalisko, więc są i skałki
Trochę entuzjazmu (fot. Joli)
Na wierzchołku robimy przerwę obiadową, a że jest jeszcze wcześnie, postanawiamy wydłużyć naszą marszrutę. Początkowo miałyśmy zejść ze szczytu do żółtego szlaku i nim dojść do niebieskiego, teraz jednak decydujemy się pójść dalej czerwonym szlakiem E8, bo główny grzbiet, przynajmniej wnosząc z mapy, oferuje jeszcze jakieś widoki.
Niestety, szybko okazuje się, że nie był to dobry pomysł. Co rusz na szlaku natykamy się na wiatrołomy, a niektóre tak potężne, że obejście ich zajmuje nam sporo czasu. Równie dużo czasu zajmuje nam potem znalezienie szlaku, a gdy sytuacja nie zmienia się i idziemy tak ciągle, gubiąc znaki i je odnajdując, zaczynamy się obawiać, że przeoczymy w tym leśnym bałaganie odbicie naszego szlaku niebieskiego. Wędrujemy już bowiem dosyć długo, a odbicia jak nie ma, tak nie ma.
Tu jeszcze nie ma problemu…
Tu już się zaczyna, choć jeszcze nie jest najgorzej (fot. Joli)
Na szczęście w końcu docieramy do niebieskich oznaczeń i z ulgą zaczynamy schodzenie. Tu jest już lepiej, a i widoki jakieś zza drzew czasem się pojawiają. Na rekonstruowany zamek Krásna Hôrka, na przykład, który częściowo spłonął w 2012 roku.
Fot. Jola
Krasna Horka (fot. Jola)
Niebieski szlak dochodzi do punktu zwanego Grexa, a potem do Rożniawskich Kupeli, gdzie zostawiłyśmy auto. Bardzo nam się dłuży, więc wpadamy na pomysł, by grą nieco „skrócić” naszą wędrówkę. Każda z nas myśli o jakiejś osobie, postaci, a druga, za pomocą pytań, na które można odpowiedzieć tylko „tak” lub „nie”, ma dojść do tego, kim on/ona jest. Idzie nam obu nieźle, aż w końcu Jola zabija mi ćwieka. Długo długo nie mogę odgadnąć, kogo ma na myśli, aż w końcu się udaje. A kto sprawił mi tyle trudności? Gajowy Marucha! Kto zna radiową „Trójkę”, pana Sułka i panią Elizę, wie, o kim mowa… Arcytrudna zagadka!
Droga rzeczywiście biegnie nam szybciej, docieramy do punktu startu i wracamy na kemping do Dedinek.
A kolejnego dnia, już ostatniego, znowu pada. Udało nam się to okienko pogodowe na Skalisko i Góry Wołowskie!
Dedinky
Kościół w Dedinkach
Rano idziemy jeszcze na spacer do Dedinek, zaglądamy do kościoła, a w drodze powrotnej zwiedzamy jeszcze jedną, trzecią już na wyjeździe, Jaskinię Bielańską w Tatrach. Ta, w odróżnieniu od dwóch odwiedzonych przedwczoraj, jest duża, przestronna i wymaga pokonania wielu stopni. Niektórzy ze starszych zwiedzających nawet wracają, bo nikt ich nie poinformował o tej trudności.
U góry, po lewej, zdjęcie z Jaskini Bielańskiej
Wejście do Jaskini Bielańskiej
Tym oto akcentem kończymy naszą przygodę górską i emocjonujące przejście grani Tatr Niżnych z małym wołowskim dodatkiem. Świetnie było!
Trasa naszej wędrówki tu.
/10-11.07.2014/
Ta mysza to pewnie pozostałość po działalności kota ;P
Ładnie tam, bardzo lubię Wołowskie. Raczej mało zatłoczone górki.