Kolejny dzień w Szypskiej Fatrze wstaje obiecujący. Są nawet jakieś przebłyski słońca, ale nasze nadzieje szybko studzi nadciągająca znad Liptowa szarość. Deszcz jest też w pogodowych rozpiskach, a na dokładkę ma być burzowo. Ruszamy jednak naszym osiołkiem w stronę Komjatnej, bo po wczorajszym Čebracie dziś w planach kolejny szczyt Szypskiej Fatry – Ostré.
Ostré można połączyć wycieczkowo z sąsiednim Šípem, ale wtedy trzeba by zrezygnować z fragmentów szlaków, którymi chcę przejść, dublować je lub chaszczować bezszlakowo. Mamy jednak czas, nigdzie nam się nie śpieszy, a ten wyjazd upływa przecież pod znakiem króciuchnych pętelek. Z wiekiem coraz bardziej podobają mi się takie rozwiązania.
Valaská Dubová, a w dole, na drodze, nasz czerwony osiołek
Čebrať, na którym byliśmy wczoraj. Z tej perspektywy nie wygląda już stożkowato
W drodze do Komjatnej przejeżdżamy przez Studničną z górującą nad nią skałką z krzyżem o nazwie Sedem kostolov. Sama Komjatná, gdzie zostawiamy samochód, to malowniczo położona wieś, w okolicach której w zamierzchłych czasach bezszlakowo sobie wędrowaliśmy. Dlatego z przyjemnością tu wracam i wrócę kiedyś jeszcze.
Sedem kostolov w Studničnej
Ruszamy przez wieś zielonym szlakiem, początkowo z widokami na nasz cel – stożkowate i rzeczywiście ostre Ostré, by wkrótce minąć ostatnie zabudowania i wyjść na łąki za miejscowością z widokami na Žaškov, Magurę Orawską i zbocza Šípa. Gdybyśmy ruszyli stąd na północny wschód, zobaczylibyśmy szczyty Małej Fatry, świetnie widoczne ze wzgórza Hrádok nad Komjatną. Dziś idziemy jednak w drugim kierunku.
Widok na Žaškov i otaczające go góry
Veľký Choč
Wkrótce wchodzimy w las i w sumie dobrze, bo nad głowami zaczyna nam grzmieć, a po chwili do repertuaru grzmotów dołącza deszcz. Akurat jesteśmy przy Hrdošnej skale, więc chronimy się przed opadami i burzą w jej skalnym oknie (zawsze to jakoś psychicznie lepiej przy grzmotach siedzieć pod okapem), zwiedzając przy okazji Žaskovská jaskyňę. Właściwie tylko jej wlot, bo w głąb się nie zapuszczamy. Jakoś od razu przychodzą mi na myśl dwaj grotołazi uwięzieni w Jaskini Śnieżnej w Tatrach, bo to akurat czas, gdy cała Polska żyje tą sprawą.
Hrdošná skala. Widok z Žaškovskiej jaskyňi
Hrdošná skala
Hrdošná skala oferuje nie tylko jaskiniowe atrakcje. Gdy po dłuższym czasie siedzenia w skałach ruszamy dalej (nadal pada), trafiamy na krótki odcinek z łańcuchami. Przeciskamy się przez wąską skalną bramę i wychodzimy na górę.
Hrdošná skala
Na lewo od szlaku jest punkt widokowy na szczycie skały, ograniczony drewnianymi barierkami. Widokowego szału niestety nie będzie, ale i tak mam szanse zobaczyć jeszcze trochę okolicy, zanim chmury i mgła na dobre najdą na wszystko.
Hrdošná skala – punkt widokowy. W dole Komjatná
W stronę Žaškova
Nieco dalej, w stronę Wielkiego Chocza
Z pobliskiego Hrdoša (950 m n.p.m.) nie widać już nic. Przez mglisty, zielony i deszczowy las idzie się całkiem przyjemnie, ale przecież nie o to chodziło, by mozolić się pod górę, pod Ostré, i na szczycie nie mieć żadnych widoków.
Tak jednak póki co jest. Krótkim podejściem z łańcuchami zdobywamy szczyt i… wszędzie jest biało. Mleko.
Ostré – ostatnie podejście po skałkach
I nic nie widać!
Gdy mgły schodzą, odsłania nam się co nieco
W stronę Wielkiej Fatry
Cóż robić? Zwiedzać okolice szczytu, zejść pod skałę do skrzynki z księgą wpisów, fotografować kolejną salamandrę na naszej drodze (w trakcie całej wycieczki spotkaliśmy ich siedem, w tym jedną maciupką, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie widziałam). Aż tu słyszę nagle Roberta, który woła, że się rozjaśnia.
Wierzchołek po (częściowym) zejściu mgieł od razu lepiej się prezentuje
W stronę Małej Fatry. Można było wypatrzyć Stoha
I rzeczywiście, część mgieł się podnosi, część tańczy między górami, coś się odsłania, coś znów zasłania i tak przez dłuższą chwilę. Potem znów wszystko spowija mgła. Trochę udaje się jednak zobaczyć, a dla mnie na tyle dużo, by zaliczyć wyjście na szczyt Ostrego do udanych. W końcu nie zawsze trzeba mieć super widoki.
Tak jest w stronę Komjatnej
Komjatná i tonący w chmurach Wielki Chocz
Spod szczytu w piętnaście minut można dość do kolejnej vyhliadki z metalowym krzyżem i z widokiem na Švošov. Dziś jednak, przy tej pogodzie, nie ma to sensu. Schodzimy więc w dół, do węzła szlaków z ławkami i ruszamy żółtym szlakiem grzbietem Havrana.
Zejście z Ostrego
Na grzbiecie Havrana. Widoki nieliczne
Leśna grań Havrana
Havran usiany jest wieloma skałkami. Dość długo idzie się jego grzbietem, to schodząc, to wchodząc znów między kolejne wychodnie. Mijamy szczyt z przekaźnikami (widoczne z dołu pozwalają na szybkie zidentyfikowanie Havrana), a szlak ciągle nie opada. Szkoda, że z prześwitów nie mamy praktycznie żadnych widoków, bo urozmaicałyby długą wędrówkę przez las.
Żółty szlak, którym idziemy, prowadzi do Ľubochňi. Stamtąd czekałoby nas dreptanie asfaltem do Švošova, na szczęście odkrywamy na mapie zieloną ścieżkę dydaktyczną, na którą skręcamy w sąsiedztwie jednej z informacyjnych tablic (akurat ta jest o rybach). Górna ścieżka prowadzi zboczami Havrana do Švošova, dolna od razu sprowadza do tej miejscowości.
Przechodzimy przez wieś, docieramy do czerwonych znaków prowadzących od stacji kolejowej i to nimi kontynuujemy naszą wędrówkę w kierunku Komjatnianskiej doliny.
Już w czasach starożytnych wiódł tędy szlak z doliny Wagu na Orawę. Dziś marnej jakości asfalt łączy Švošov z Komjatną. Niedługo i my nim pojedziemy, by to właśnie w Komjatniańskiej Dolinie znaleźć miejsce na kolejny nocleg.
A wieczorem odbieramy naglącą wiadomość od rodziny: „Gdzie jesteście? Tragedia w Tatrach”. To właśnie ten dzień, gdy burza przeszła nad Giewontem, powodując śmierć kilku osób. Nas burzowa aura ledwie dziś tylko musnęła, ale kolejne dni nie zapowiadają się lepiej – burze zapowiadają codziennie.
Mapa naszej marszruty:
Link do mapy także tu.